Format RAW ma dwie poważne wady: wymaga nauki i wymaga czasu.
Z pierwszą możemy sobie jakoś poradzić, nie jest to w końcu jakaś tajemna wiedza, którą posiadają tylko nieliczni. W internecie jest masa poradników i tutoriali, która opisuje często krok po kroku co i jak zrobić, by uzyskać jakiś efekt lub wywołać RAW-a. Mało tego, kiedy już jakoś ogarniemy wołanie, to i czas się skróci (ale i tak dłużej to trwa niż jpg prosto z aparatu) więc korzyści z intensywnej nauki podwójne.
Z czasem trochę trudniej wygrać, przy większej ilości zdjęć musimy odłożyć na bok inne zajęcia. Po uważnym zapoznaniu się z internetowymi pomocami - które oczywiście tu też będziecie mogli otrzymać - szybko stwierdzicie, że warto posiedzieć i podłubać przy własnych zdjęciach. Używanie tego formatu daje sporo większe możliwości. Możemy mieć wpływ na praktycznie każdy element fotografii, wykorzystać maksymalnie całą rozpiętość tonalną, podciągnąć kolory, odszumić, wyostrzyć a przede wszystkim doprowadzić zdjęcie jak najbliżej tego, co widzieliśmy oczami w momencie wciskania spustu migawki. Wadą cyfrowych aparatów jest to, że "widzą" inaczej niż nasze oczy i czasem trzeba nieźle się nagimnastykować, by osiągnąć zamierzony cel.
Jest spora grupa przeciwników retuszu jako takiego, ale do nich nie dociera specyfika cyfrowego świata fotografii - każde zdjęcie jest obrabiane... Albo zrobisz to sam, albo zdajesz się na zaprogramowane fabrycznie ustawienia, których użyje aparat przerabiając RAW-a w JPG-a w Twoim aparacie. TAK! Każdy aparat robi RAW a potem sobie go wywołuje według ustawień, które są wynikiem wieloletnich badań nad tym jak ludzie robią zdjęcia. Tylko że większość ludzi robi "zwykłe" zdjęcia na wycieczce, przy pomniku lub w gronie przyjaciół lub rodzinne. Te foty zawsze dobrze wychodzą każdym aparatem, 90% zdjęć to 2 do 3 osób oddalonych od aparatu o 3-5 metrów z horyzontem mniej więcej w połowie kadru. Gorzej jest gdy chcemy o świcie nad rzeką zrobić coś bardziej ahtystycznego... Światłomierz źle mierzy, kolory do dupy, trzeba korygować ekspozycję albo w manualu robić no i do tego obowiązkowo przywitać się z kompem po powrocie.
Ale ja to lubię, jest dla mnie tym samym, czym jeszcze kilkanaście lat temu ciemnia fotograficzna - magiczne miejsce, w którym zdjęcia zaczynały żyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz